• Przeglad Polski (17 maja 2002) – by Ewa Kara

    Date posted: April 28, 2006 Author: jolanta

    Malarstwo, ktore przerodzilo sie w swiat…

    Przeglad Polski (17 maja 2002)

    by Ewa Kara

    Malarstwo, ktore przerodzilo sie w swiat

    Z Lechem Majewskim rozmawia Ewa Kara

    Ewa Kara: – Pana pobyt w Nowym Jorku zwiazany byl ze specjalna projekcja filmowej wersji autobiograficznej opery pt. "Pokoj saren" w Museum of Modern Art. To wyjatkowa pozycja w Pana dorobku, gdyz rownoczesnie jest Pan jej rezyserem, scenografem, choreografem, kompozytorem i autorem libretta.

    Lech Majewski: – Pokoj saren pokazywalem tutaj niejako w potrojnej wersji: jako film, jako opere i jako instalacje. Podczas ostatniego biennale w Wenecji, podobnie jak na stalej ekspozycji w Muzeum Sztuki Wspolczesnej w Buenos Aires, Pokoj saren byl prezentowany jako instalacja. Z Jozefem Skrzekiem, wspolkompozytorem muzyki, spedzilismy poltora roku zamknieci w lesniczowce, budujac poszczegolne glosy. Jak mowilismy, ze piszemy opere, to tak jakbysmy mowili, ze konstruujemy na podworku rakiete na Ksiezyc. Zostalismy zignorowani przez polska krytyke, lecz po trzech latach pojawila sie nagroda Miedzynarodowego Stowarzyszenia Kompozytorow, ktore uznalo Pokoj saren za jedna z dwunastu (wybranych sposrod 600) oper wspolczesnych stworzonych w latach 90., ktore otwieraja drogi przyszlosci. Werdykt ogloszono w D�sseldorfie i podczas laudacji profesor monachijskiego konserwatorium bardzo pieknie mowil, ze Pokoj saren jest odnowieniem duchowosci w muzyce, ze w XIX-wiecznej operze spiewaly emocje, w XX-wiecznej – intelekt, a w operze przyszlego stulecia moze spiewac dusza, jak to jest w Pokoju saren.

    – Film traktowany jest jako instalacja. Jaki jest Pana stosunek do tej najnowszej formy sztuki?

    – Dzisiejsza sztuka funkcjonuje glownie jako ruchomy obraz. W zeszlym roku na biennale 90% wszystkich prezentacji stanowily instalacje wideo. Wiekszosc malarzy i rzezbiarzy posluguje sie kamera. W pawilonach znajduja sie ekrany, na ktorych wyswietlane sa nietypowe filmy. Kiedys awangarda sztuki wideo polegala na przynudzaniu formalnym, teraz skierowala sie w strone malych narracji, w strone poezji wizualnej o niezwyklej sile. Ciagle tkwi mi w pamieci film finskiej artystki pt. Lasso. Jeden z piekniejszych filmow o uczuciach, o samotnosci w uczuciu. Nie trafilby na zaden festiwal filmowy, poniewaz nie jest ani krotkometrazowy, ani nie ma zadnej narracji. Funkcjonuje natomiast i byl pokazywany jako dzielo sztuki wizualnej, podobnie jak Pokoj saren czy moj Wypadek z muzyka Henryka Mikolaja Goreckiego.

    – A o czym traktuje "Wypadek"?

    – Najpierw bylo to performance. Zbudowalem mauzoleum dla kobiety, ktora zginela w wypadku samochodowym. Wzialem jej rzeczy osobiste i je zmumifikowalem, zabandazowalem jej kartki pocztowe, buty, plaszcz, telefon. Wszystko to, czego dotykala. Razem z Adamem Sikora nakrecilismy polgodzinny film, ktory na festiwalu w Houston zdobyl nagrode.

    – Jest Pan artysta renesansowym. Nie tylko rezyserem i scenografem, ale poeta, choreografem, scenografem i producentem.

    – Mam pewna tresc do opowiedzenia i ta tresc narzuca jezyk. Jedne rzeczy lepiej wyrazic przy pomocy filmu, inne w teatrze, a jeszcze inne – na papierze. W moim przypadku wszystko zaczyna sie od obrazu. Potem juz forma i technika zapisu obrazow jest rozna. Jestem malarzem, ale obrazy maluje nie na plotnie, lecz na tasmie, papierze i w przestrzeni. Wyszedlem z malarstwa, ktore przerodzilo sie w swiat, nawet w te rozmowe.

    – Sztuka odgrywa ogromna role w Panskiej tworczosci. Szczegolnie jest to widoczne w "Pokoju saren", gdzie jako cytaty-odwolania wprowadzil Pan obrazy malarstwa wloskiego.

    – Sztuka mnie fascynuje. Wychodzac np. z Metropolitan Museum jestem wypelniony opowiesciami, ktore przekazuja mi malarze. Szczegolnie interesuje mnie malarstwo wczesnego renesansu. A najwazniejszym artysta XX wieku jest dla mnie Giorgio de Chirico. Jednak musze przyznac, ze w sztuce XX wieku nie znajduje interesujacych mnie tresci. Poza kinem, ktore osiagnelo szczyt w latach 60., kiedy tworzyli Fellini, Antonioni, Bergman i Bunuel, sztuka zwyrodniala, kino skarlowacialo. Jako czlonek Europejskiej Akademii Filmowej ogladam creme de la creme europejskiego kina i moge autorytatywnie stwierdzic, ze jezyk filmowy zubozal, zdegenerowala go bylejakosc wszelkich mediow. Nastapilo rowniez zwyrodnienie jezyka literackiego.

    – Temu zdaje sie przeczyc Panskie "Oficjalne centrum swiata". Choc musze przyznac, ze po zakonczeniu lektury mialam wrazenie niedosytu z powodu otwartej formuly i braku zakonczenia.

    – To rodzaj dziennika. Ucze sie skrotowego zapisu – hiperbolicznego, ktory funkcjonuje jako rodzaj wewnetrznej kamery. Oficjalne centrum swiata stanowi zestaw mikrofilmow czy mikrowydarzen zarejestrowanych za pomoca kamery-oka. Owe filmy niewyrazalne zapisuje w formie powiesciowej.

    – Nad powiescia pt. "Pielgrzymka do grobu Brigitte Bardot cudownej" pracowal Pan ponad 12 lat.

    – Ukazala sie w wydawnictwie Uniwersytetu Jagiellonskiego – Universitas. Patronowal jej Jerzy Illg ze Znaku i Bronislaw Maj z Biblioteki NaGlosu. Nie pojawily sie recenzje, jakby nikt jej nie czytal. Cisza. W Polsce bardzo czesto moja tworczosc okazuje sie niezrozumiala, nikt nie chce zabierac glosu. Szczerze powiedziawszy, programowo nie czytam recenzji. Kiedys czytalem i bardzo sie przejmowalem. Bylem mlody i kruchy. A one mi po prostu zaszkodzily. Jedynym recenzentem powinno sie byc samemu sobie. Jestem w pelni swiadom, czy dotykam czegos, czy sie oddalam. Nawet jesli ktoras z moich prac nie dociera do nikogo, to wiem, czy jest dobra czy nie.

    – Swiadomie wybrana droga artystyczna i postawa maksymalizmu kreacyjnego powoduje, ze pozostaje Pan poza glownym nurtem filmowym w Polsce. Jak wobec tego odbiera Pan aklamacyjne przyjecie "Wojaczka" i uznanego za najbardziej ambitne przedsiewziecie filmowe w Polsce w ostatnich latach "Angelusa"?

    – To dobrze, ze Wojaczek sie podoba, ludzie chca go ogladac i oddzialuje na nich. Szczegolnie ludzie mlodzi bardzo nim zyja. Podobnie jest w przypadku Angelusa. Ja jednak jestem gdzies poza tym wszystkim. Milo uslyszec o powodzeniu, ale przyjmuje zasade, ze to deser, dodatkowa premia. Musze natomiast godzic sie, ze to, co robie, jest malo popularne. Do pewnego momentu bylem przerazony, ale potem sie pogodzilem.

    – Ma Pan swoich ulubionych wspolpracownikow, do ktorych naleza Jozef Skrzek ("Pokoj saren", "Angelus"), Adam Sikora ("Pokoj saren", "Wypadek", "Wojaczek" i "Angelus") oraz Janusz Kapusta ("Carmen", "Czarny rycerz" i "Sen nocy letniej").

    – Kazdy z nich jest wybitnym artysta. Jozef to wirtuoz klawiatury, Adam potrafi zbudowac swiatlo jak nikt inny. Janusz Kapusta to nie tylko artysta, ale takze wybitna umyslowosc, niezmiernie fascynujaca. Nie mam cienia watpliwosci, ze jest geniuszem matematycznym. Jego dociekania matematyczno-geometryczne wynikaja z przygotowania filozoficznego. W dzisiejszej dobie bezmyslnosci i glupoty niezwykle trudno dobrac sobie partnera do powaznej rozmowy, totez dobrze jest miec kogos takiego jak Janusz. To najwazniejszy aspekt naszej wspolpracy, a jesli przy okazji powstaja spektakle, to sie ciesze. Trudno mi znalezc partnera do rozmow, dlatego pisze, to jest forma komunikowania sie. Nie wiem z kim, nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale wierze gleboko, ze ktos jest na drugim koncu, ktos, kto rowniez chce dotknac tajemnicy, jaka jest zycie.

    – W obu ostatnich filmach wystepuja aktorzy-amatorzy. Praca z "naturszczykami" wydaje sie byc wyjatkowo trudna i wymaga specjalnego podejscia. Jaki jest Pana sposob?

    – Na to sa psychologiczne metody, ale trzeba wejsc na scene i popracowac. Kazdy czlowiek inaczej podchodzi do swego wlasnego wstydu. Wstyd jest jednym wielkim paralizem, zarowno na scenie jak i w lozku, w tancu i w dzialaniu, w mysleniu i w wyrazaniu sie. Trzeba podgladac, co dana osoba skrywa najbardziej. Scena jest rodzajem soczewki i doslownie po pietnastu minutach widac wszystko: czlowiek ufizycznia wlasne leki bardzo wyraznie. Potem trzeba juz isc w tym kierunku. Jesli sie czegos boisz, to idz tam, gdzie sie boisz najbardziej. Takie podejscie daje zadziwiajace efekty, bo okazuje sie, ze potwory – kiedy czlowiek do nich sie zbliza – kurcza sie i uciekaja jak przedziurawione balony. O wiele bardziej trzeba napracowac sie z klamiacym aktorem niz z zawstydzonym amatorem. Odkrecanie czyichs zlych przywar to ciezka praca.

    – Wyjatkowe miejsce w Panskiej tworczosci zajmuje "Basquiat". Niestety, nie wyrezyserowal Pan tego filmu. Dlaczego?

    – Nikt nie chcial projektu sfinansowac, pomimo powszechnych zachwytow nad scenariuszem. Daje sobie pewien czas na okreslony projekt i jesli nie realizuje sie po mojej mysli, to go zostawiam. Dzieki niebywalemu uporowi Juliana Schanbla i jego pieniadzom Basquiat istnial dalej, by powstac dopiero po siedmiu latach. A ja w tym czasie w studiu Davida Lyncha Propaganda Films rozpoczalem Ewangelie wedlug Harry’ego, film troche proroczy – Ameryka jako pustynia.

    – W Panskich wypowiedziach bardzo czesto pojawiaja sie negatywne spojrzenia na Stany Zjednoczone. Czy ma to zwiazek wlasnie z tymi doswiadczeniami?

    – Stopien idiotyzmu mediow w tym kraju jest po prostu nie do zniesienia. Przyjezdzam na krotko, ogladam telewizyjne wiadomosci i ta indoktrynacja, ta bezczelnosc lopatologii, jaka sie tu stosuje, przeraza mnie. Stopien prymitywnosci przekazu jest szokujacy. Media zakladaja z gory, ze spoleczenstwo jest uposledzone.

    – Prawie dwadziescia lat spedzil Pan w USA. Teraz jest tu Pan gosciem. Od jak dawna mieszka Pan w Wenecji?

    – Pomieszkuje raczej od trzech lat, bowiem ciagle jestem w podrozy. Teraz w Nowym Jorku (rozmowa zostala przeprowadzona w polowie kwietnia – przyp. red.), na poczatku roku bylem w Wilnie, gdzie przez prawie dwa miesiace pracowalem nad Carmen wspolnie z Januszem Kapusta i Katarzyna Szarlat. Po powrocie lece do Niemiec, bo mam tourn�e z Angelusem – Hanower, Hamburg, Lubeka, Kilonia. Potem prosto do Londynu, by w Londynskiej Szkole Filmowej prowadzic master class z Wojaczka. Dopiero w maju wracam do Wenecji. Trudno mi powiedziec, ze gdzies mieszkam, bo na ogol jestem w podrozy. Mam matke w Katowicach i ja odwiedzam. Nie wiem, czy ja sie nia bardziej opiekuje, czy ona mna.

    – Jak wiekszosc artystow nie lubi Pan mowic o swoich zamiarach i planach. Jednak mimo to zapytam o powiesc, nad ktora Pan wlasnie pracuje.

    – Juz ja skonczylem. Metafizyka jest w druku w Wydawnictwie Literackim, a 25 kwietnia bedzie promocja. To dosc niezwykla powiesc, ktorej akcja toczy sie w Wenecji. Para bohaterow sa Anglicy. Ona studiuje malarstwo Hieronimusa Boscha i pisze doktorat z Ogrodu rozkoszy ziemskich. On jest inzynierem i studiuje gondole, bo wszystkie plywajace czy latajace obiekty wymagaja pelnej symetrii, zas gondola jest nieproporcjonalna, gdyz uwzglednia ciezar gondoliera: jej sinusoidalny ruch jest algorytmem. Powiesc ma kilka warstw, lecz sfera emocjonalna jest tak silna, ze nawet jesli ktos nie chce, nie lubi czy nie moze nawet zrozumiec pewnych znaczen symbolicznych, bo nie jest do tego przygotowany, to znajdzie cos dla siebie w historii milosci bohaterow.

    – Dziekujac za rozmowe zycze Panu, by "Metafizyka" stala sie bestsellerem.

    Comments are closed.